A nadzieja umiera ostatnia ....
Źródło |
Sobą.
Swoim życiem..
Swoim brakiem egoizmu
Niby każdy ma marzenia i chce je spełniać, a ja od pewnego czasu przestałam je w ogóle mieć.
I nie dla tego, że wszystkie spełniłam. Dlatego, że boję się je mieć albo po prostu nie widzę w nich sensu.
Żyję z dnia na dzień oby odklepać, oby zaliczyć i nikt nie miał pretensji, że bezczynnie przesiedziałam dzień (rutyna? Poniekąd.)
Bez celu w życiu, choć chwilowo są nim dzieci, to co później.
Zawiodłam samą siebie, bo nie potrafię żyć swoim życiem.
Zawsze dla kogoś. Myśląc by zadowolić innych, by było tak jak inni wolą, chcą i myślą, zostawiając swoje potrzeby na bocznym torze. Zawsze ze świadomością, że ktoś jest ważniejszy, że i tak to co ja myślę czuję i wiem jest mało potrzebne (Niska samoocena? Bynajmniej....A może jednak)
Brak asertywności i zdrowego egoizmu, doprowadził mnie do momentu, w którym obecnie mało mogę zmienić. Przykład?.
Na początku małżeństwa mieliśmy wiele możliwości. Nie było dzieci, inne zarobki, była moc, był zapał....Ale odpuściłam i zgodziłam się przyjść na wieś, bo tak będzie lepiej, łatwiej - "nie będziesz sama" - na chwilkę póki nie wymyślimy nic innego. Wiedziałam, że Pan M tego chce, a jedno moje słowo mogło wiele zmienić.
Ta chwilka
trwa 13 lat, nie jest mi tu łatwo, czuję się sama mimo ludzi dookoła i
nigdy naprawdę nie myśleliśmy o niczym innym. Nie jestem tu u siebie i nigdy
nie będę. Na wyprowadzka z trójką dzieci z takimi zarobkami, jakie mamy nie mam szans.
Nawet sposób bycia mamą dałam sobie narzucić.... Tak, tak, wychowując dziecko we własnym domu/mieszkania, z dala od dziadków pozwala ukierunkować dziecko w sposób, jaki my uważamy za odpowiedni.
Jeszcze kiedyś walczyłam, jeszcze kiedyś chciałam zmieniać świat dla nas....Ale samej nie jest łatwo.
Pan M kiedyś nie widziała w tym problemu, dzieci spędzają czas z babcią i jest ok. Przecież obydwoje jesteśmy zgodni, że trzeba ich uczyć miłości do dziadków.
Tylko nie jest dobrze, gdy babcia nie uczy szacunku do rodziców i przy wnukach podważa ich metody wychowawcze.
Przywiązuje do siebie emocjonalnie dzieci, miesza im w głowi. (robi to czasem nieświadomie)
Gdy na początku zwracałam o to uwagę miałam przeciwko sobie cała rodzinę Pana M.(tzn. siostra i druga synowa), nie chciałam być tą najgorszą, wierzyłam, że dam sobie radę i nauczę mimo to dzieci swoich zasad. Ale Pan M. oprzytomniał, gdy zauważył, jaki wpływ na nasze dzieci ma jego matka. Będąc nad morzem z 5letnią ówcześnie najstarszą, dziecko przepłakało pół wyjazdu,
„bo chce do babcia"
"boję się morza, bo się utopię”.
Babcia sama się boi wody i naopowiadała małemu dziecku takich historii, że patrzyło na wodę z wielkim lękiem. (Nie chcę psioczyć na teściową, bo to dobra kobieta, jednak ma za duży wpływ na nasze dzieci i życie).
I tak jest do tej chwili.
Ja zrezygnowana, odpuściłam, (wiem nie powinnam dla dobra moich dzieci), coraz bardziej sfrustrowana, szukam tu miejsca i sposobu na życie.
Tylko jak długo tak można??
Można!!- Z nadzieją, która trzyma mnie tu gdzie jestem. Z nadzieją, która daje siłę bez marzeń, bo nie chcę się rozczarować, bo boje się porażki.
Wiem powiecie, „wszystko zależy od Ciebie”, „możesz wszystko zmienić "...... ok i wiele w tym prawdy. Tylko trudno coś zmieniać, gdy się człowiek zatracił w tym wszystkim, w dawaniu siebie innym, w byciu mniej ważnym, w poświęcaniu swych marzeń dla innych.
Szukając sedna sprawy, docieram zawsze do siebie.
Tu nie ma winnych, tu jestem ja. Mój charakter, moje wychowanie, moje granice, lenistwo, lęki i moje "czasem" chore wyobrażenia o otaczającym mnie świeci.
Tak jestem DDA, ale to niczego nie zmienia.(szczerze ? Nie jestem pewna)
Wiem jedno, mimo rozczarowań i poczucia bezradności muszę być silna, próbować i trzymać w garści nadzieję, bo tylko tak odnajdę SPOKÓJ ducha, bo wiara w lepsze juro pozwala mi normalnie funkcjonować -na granicy normalności, ale jednak.
Może nie doceniam tego, co mam, bo mam wiele, miłość, szczęście, rodzinę, tylko nie potrafię odnaleźć w tym samej siebie.
Pogubiłam się gdzieś po drodze chcąc zadowolić wszystkich oprócz samej siebie.
Cytując jedną z moich ulubionych piosenek grupy Lemon, "...istnieć nie znaczy żyć."
Ja mam nadzieję, a nawet wierzyć zaczynam w to mocno, że uporządkuje wszystko, otrząsnę się z marazmu i zacznę ŻYĆ - na własny sposób i nie tylko dla innych ale w szczególności dla siebie.
Teraz tylko odważyć się, zrobić krok do przodu - nie stać w miejscu - zacząć zmiany .
Nawet sposób bycia mamą dałam sobie narzucić.... Tak, tak, wychowując dziecko we własnym domu/mieszkania, z dala od dziadków pozwala ukierunkować dziecko w sposób, jaki my uważamy za odpowiedni.
Jeszcze kiedyś walczyłam, jeszcze kiedyś chciałam zmieniać świat dla nas....Ale samej nie jest łatwo.
Pan M kiedyś nie widziała w tym problemu, dzieci spędzają czas z babcią i jest ok. Przecież obydwoje jesteśmy zgodni, że trzeba ich uczyć miłości do dziadków.
Tylko nie jest dobrze, gdy babcia nie uczy szacunku do rodziców i przy wnukach podważa ich metody wychowawcze.
Przywiązuje do siebie emocjonalnie dzieci, miesza im w głowi. (robi to czasem nieświadomie)
Gdy na początku zwracałam o to uwagę miałam przeciwko sobie cała rodzinę Pana M.(tzn. siostra i druga synowa), nie chciałam być tą najgorszą, wierzyłam, że dam sobie radę i nauczę mimo to dzieci swoich zasad. Ale Pan M. oprzytomniał, gdy zauważył, jaki wpływ na nasze dzieci ma jego matka. Będąc nad morzem z 5letnią ówcześnie najstarszą, dziecko przepłakało pół wyjazdu,
„bo chce do babcia"
"boję się morza, bo się utopię”.
Babcia sama się boi wody i naopowiadała małemu dziecku takich historii, że patrzyło na wodę z wielkim lękiem. (Nie chcę psioczyć na teściową, bo to dobra kobieta, jednak ma za duży wpływ na nasze dzieci i życie).
I tak jest do tej chwili.
Ja zrezygnowana, odpuściłam, (wiem nie powinnam dla dobra moich dzieci), coraz bardziej sfrustrowana, szukam tu miejsca i sposobu na życie.
Tylko jak długo tak można??
Można!!- Z nadzieją, która trzyma mnie tu gdzie jestem. Z nadzieją, która daje siłę bez marzeń, bo nie chcę się rozczarować, bo boje się porażki.
Wiem powiecie, „wszystko zależy od Ciebie”, „możesz wszystko zmienić "...... ok i wiele w tym prawdy. Tylko trudno coś zmieniać, gdy się człowiek zatracił w tym wszystkim, w dawaniu siebie innym, w byciu mniej ważnym, w poświęcaniu swych marzeń dla innych.
Szukając sedna sprawy, docieram zawsze do siebie.
Tu nie ma winnych, tu jestem ja. Mój charakter, moje wychowanie, moje granice, lenistwo, lęki i moje "czasem" chore wyobrażenia o otaczającym mnie świeci.
Tak jestem DDA, ale to niczego nie zmienia.(szczerze ? Nie jestem pewna)
Wiem jedno, mimo rozczarowań i poczucia bezradności muszę być silna, próbować i trzymać w garści nadzieję, bo tylko tak odnajdę SPOKÓJ ducha, bo wiara w lepsze juro pozwala mi normalnie funkcjonować -na granicy normalności, ale jednak.
Może nie doceniam tego, co mam, bo mam wiele, miłość, szczęście, rodzinę, tylko nie potrafię odnaleźć w tym samej siebie.
Pogubiłam się gdzieś po drodze chcąc zadowolić wszystkich oprócz samej siebie.
Cytując jedną z moich ulubionych piosenek grupy Lemon, "...istnieć nie znaczy żyć."
Ja mam nadzieję, a nawet wierzyć zaczynam w to mocno, że uporządkuje wszystko, otrząsnę się z marazmu i zacznę ŻYĆ - na własny sposób i nie tylko dla innych ale w szczególności dla siebie.
Teraz tylko odważyć się, zrobić krok do przodu - nie stać w miejscu - zacząć zmiany .
Też jestem DDA... Tylko, że w realu ciężko mi się do tego przyznać...
OdpowiedzUsuńwierzę Kasiu bo mi również
UsuńWalcz o siebie ! Znam problem DDA, mojej najbliższej osobie nie pozwala w pełni rozwinąć skrzydeł :-( Dobrze, że zdajesz spbie sprawę z problemu, to już jakiś mały kroczek naprzód :-)
OdpowiedzUsuńłatwiej napisać niż wykonać, ale będę próbować choćby tymi małymi kroczkami.
UsuńWiem o tym. Czasami niezbędna jest pomoc specjalisty.
Usuńmówią "najtrudniejszy pierwszy krok" .....więc powodzenia w kroczeniu do własnego celu
OdpowiedzUsuńTak łatwo można się zagubić, a tak ciężko odnaleźć spowrotem.
OdpowiedzUsuńKibicuję, by się udało. Ściskam ;*
odwzajemniam :*
UsuńW sumie mam co nieco podobnie. Też wylądowałam na wsi u męża (obecnie już 6 lat) i nie odnalazłam się tu w ogóle.
OdpowiedzUsuńJedynie to z teściową "walczę", by jednak nie miała wpływu dużego na moja córkę. Ale nie wiem jak to będzie, gdy córka będzie starsza.
te walki niestety mają duży potencjał stresu, ja jestem zła na siebie że nie podołałam i teraz ponoszę tego konsekwencje .
UsuńTrzymam kciukasy, bądź silna i konsekwentna.
Mirkeczko, czytałam to ze łzami w oczach. To ja kilka lat temu, tylko, że u mnie zupełnie inny koniec historii zresztą wiesz jaki. Też jestem DDA i jak patrzę na siebie i swoje siostry to wiem jak strasznie ogromny wpływ ma to na nasze życie, niestety....
OdpowiedzUsuńWalcz o siebie , mi się udało choć czasami dopada i mnie zwątpienie i ten brak wiary w swoje możliwości...
dziękuje Wioluś,ja mam nadzieję że u mnie troszkę inaczej się sprawy potoczą i nawet będąc tu odnajdę siebie.
UsuńTrzeba wziąć pod uwagę, że "księstwo" to specyficzny region i ludzie, szczególnie starsi, są troszkę inni ;)ale wierzę, że wszystko pójdzie po Twojej myśli :)
Usuńobyyyyy
Usuńciężko coś powiedzieć, bo każdy gubi się w swoim życiu i potem nagle się okazuje że minął miesiąc nie wiadomo kiedy i jak i bez żadnego widocznego sensu.. walka o siebie ciężka sprawa, ale warta zachodu:) oby się udało postawić tamę tej nicości co cię zalewa
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale. Moja mama mieszkająca piętro niżej wciąż mówi mi jak należy wychowywać MOJE dziecko. I nienawidzę, gdy podważa to czego ja uczę moją córkę. A w najgorszych przypadkach pozwala sobie powiedzieć " zrób mamie "nunu"". Również się odcinam, bo moje dziecko jest moim dzieckiem. A błędy, które zdarzy mi się popełnić będą moimi błędami i to do mnie należy ich naprawa.
OdpowiedzUsuńDokładnie, rodzice mieli swój czas na wychowywanie dzieci, teraz niech nam pozwolą na nasze błędy, nasze metody wychowawcze i nasze życie.
UsuńJa też jestem DDA i mój mąż również. Powiem Ci, że kiedyś właśnie przez to byłam straszną egoistką. Odbijałam sobie kiepskie sytuacje. W sumie dopiero gdy pojawiła się najstarsza córka to odmieniło mi się o 180 stopni i zaczęłam skupiać się nie tylko na sobie i moich potrzebach. Łatwym człowiekiem we współżyciu nie byłam i zastanawiam się nie raz. Jak Borys ze mną wytrzymał?
OdpowiedzUsuńMiałam ten plus, że wychowywałam dziewczyny sama bez pomocy innych. Mogłam je ukształtować tak jak chciałam i moje słowo zawsze jest najważniejsze. Teraz mieszka z nami moja mama i czasami aż mi dym uszami idzie. Ale ja jestem uparta jak osioł i zawsze muszę postawić na swoim. Bywa to męczące. Ale i tak nie jest źle w porównaniu z moją babcią, która mieszka obok. Nie raz musiałam, że tak powiem terror wprowadzać i po trzy miesiące dziewczyny do niej nie chodziły. I podziałało, bo teraz jak ja powiem, że ma być tak. To tak jest.
Tak, że kochana przewartościuj sobie wszystko i nie dawaj się. Ty jesteś mamą i ty rządzisz. A jak się komuś nie podoba to ogranicz kontakty do niezbędnego minimum. No i rozmowa przede wszystkim. To, że mieszkasz z teściową nie oznacza, że ona może sobie na wszystko pozwalać.
po prostu masz kiepski dzień czas ale zawsze po burzy przychodzi tęcza może ten zły czas jest własnie dla Ciebie byś się czegoś o sobie dowiedziała coś zmieniła w sobie nie daj się i gnaj do przodu!!
OdpowiedzUsuń