5 powodów dlaczego moje dzieci nie sypiają w moim łóżku.
Nikomu nie oddam mojego łóżka!
Nie sypiam ze swoimi dziećmi, nie wiem czemu miałabym to robić. I zanim nazwiesz mnie - nieczułą, wyrodną matką - pomyśl i przeczytaj, dlaczego tego nie robię.1. Da się karmić piersią, nie spać z dzieckiem nie tracąc na bliskości.
Jasne, bywały dni kiedy byłam tak zmęczona, że brałam dziecię do siebie. Ewentualnie wiedziałam, że córcia potrzebuje mnie w nocy non stop, bo się źle czuje lub miała gorszy dzień. Jednak wszystkie trzy, były od małego, tak przyzwyczajone do swoich łóżeczek, że spanie w trójkę nie trwało długo. A bliskość ?? Czy myślisz, że spanie w jednym łóżku z dzieckiem, to jedyna możliwość na nawiązanie z dzieckiem więzi i danie mu poczucia bezgranicznej bliskości?? Jeśli tak, możesz nie czytać dalej tego wpisu.
2. Śpiąc z dzieckiem byłam notorycznie nie wyspana.
Jestem z tych matek, które mając dziecko obok, nie śpią (tylko czuwają). Każdy ruch, sapnięcie, mlaśnięcie powodowało nad reakcję mózgu. Cholera wie czemu, w mojej głowie roiło się miliony katastroficznych projekcji, które nie pozwalały mi zasnąć. Skutek był taki, że po kilku dniach mojej męczarni leciałam na pysk.
Dlatego ważne było dla mnie, aby córcie spały w swoich łóżeczkach, bo chociażby pół godziny, nieprzerwanego snu między karmieniami dawało mi sporo siły.
Szczerze? Do tej pory nie wysypiam się leżąc z dziećmi. To się nazywa "Senschiza".
3. Łóżko moje i ojca moich dzieci jest wyłącznie nasze.
Moje dzieci mają swoje łóżeczka i jakoś nie wpraszamy im się do nich.
Tak, jestem zachłanna i samolubna, kocham swoje łóżko i swoją przestrzeń w nim. To taka moja para gaci, jak widzę w nich kogoś innego to mnie lekko odrzuca. Chociaż czasem mnie korci żeby wyspać się w tych ich pięknych kolorowych pościelach.
4. Bliskość z mężem jest równie ważna jak z dzieckiem.
Nie rozumiem kobiet, które po porodzie zamykają się całkowicie na bliskość z partnerem. Przecież jedno nie wyklucza drugiego.
Zrozumiałe jest, że kobieta po porodzie jest ukierunkowana na zaspakajanie potrzeb dziecka. Że spędza z noworodkiem dużo czasu, hormony mają pierdolca i czasem powodują przejaskrawienie wizerunku faceta. Ale na litość boską, chłopina też ma uczucia, potrzebuje chociażby przytulenia, nie wspomnę o poczucia bliskości. Jest mu to nawet niezbędne do nawiązania bliskości z dzieckiem, bo faceci często odbierają noworodka jako zagrożenie i zamach na intymność związku. A łóżko i noc, to czasem jedyny czas i miejsce, żeby sobie tą czułość okazać i dać sobie szansę w tym trudnym czasie na zdrowy związek. Nie piszę o seksie!!
5. Nie, bo tak sobie założyłam jeszcze przed pierwszym porodem.
Patrząc na znajomych męczących się z dziećmi podczas zasypiania. Tym jak rodzicielstwo i noworodek zabiera im miejsce w łóżku, jaki stres towarzyszy im w chwili gdy wiedzą, że zbliża się pora kąpieli i snu, powiedziałam sobie "O nie! U mnie tak nie będzie!!"
2. Śpiąc z dzieckiem byłam notorycznie nie wyspana.
Jestem z tych matek, które mając dziecko obok, nie śpią (tylko czuwają). Każdy ruch, sapnięcie, mlaśnięcie powodowało nad reakcję mózgu. Cholera wie czemu, w mojej głowie roiło się miliony katastroficznych projekcji, które nie pozwalały mi zasnąć. Skutek był taki, że po kilku dniach mojej męczarni leciałam na pysk.
Dlatego ważne było dla mnie, aby córcie spały w swoich łóżeczkach, bo chociażby pół godziny, nieprzerwanego snu między karmieniami dawało mi sporo siły.
Szczerze? Do tej pory nie wysypiam się leżąc z dziećmi. To się nazywa "Senschiza".
3. Łóżko moje i ojca moich dzieci jest wyłącznie nasze.
Moje dzieci mają swoje łóżeczka i jakoś nie wpraszamy im się do nich.
Tak, jestem zachłanna i samolubna, kocham swoje łóżko i swoją przestrzeń w nim. To taka moja para gaci, jak widzę w nich kogoś innego to mnie lekko odrzuca. Chociaż czasem mnie korci żeby wyspać się w tych ich pięknych kolorowych pościelach.
Nie rozumiem kobiet, które po porodzie zamykają się całkowicie na bliskość z partnerem. Przecież jedno nie wyklucza drugiego.
Zrozumiałe jest, że kobieta po porodzie jest ukierunkowana na zaspakajanie potrzeb dziecka. Że spędza z noworodkiem dużo czasu, hormony mają pierdolca i czasem powodują przejaskrawienie wizerunku faceta. Ale na litość boską, chłopina też ma uczucia, potrzebuje chociażby przytulenia, nie wspomnę o poczucia bliskości. Jest mu to nawet niezbędne do nawiązania bliskości z dzieckiem, bo faceci często odbierają noworodka jako zagrożenie i zamach na intymność związku. A łóżko i noc, to czasem jedyny czas i miejsce, żeby sobie tą czułość okazać i dać sobie szansę w tym trudnym czasie na zdrowy związek. Nie piszę o seksie!!
5. Nie, bo tak sobie założyłam jeszcze przed pierwszym porodem.
Patrząc na znajomych męczących się z dziećmi podczas zasypiania. Tym jak rodzicielstwo i noworodek zabiera im miejsce w łóżku, jaki stres towarzyszy im w chwili gdy wiedzą, że zbliża się pora kąpieli i snu, powiedziałam sobie "O nie! U mnie tak nie będzie!!"
Oczywiście moje założenia i teorie, a rzeczywistość jaka mnie zastała po porodzie, znacznie się różniły. Jednak w kwestii spania z maluszkiem (a przynajmniej nie w łóżku rodziców) byłam twarda.
Pomyślicie - "Brawo. Co za konsekwencja!", inni "Zimny chów i egoistka".
Hmm możliwe, ale ten egoizm, to takie moje poświęcenie. Wolałam: siedzieć przy, wisieć przez, leżeć pod ich łóżeczkiem. Nosić, przytulać, kołysać w bujanym fotelu i odkładać do ich "gniazdka".
Nie, nie. Nie robiłam i nie robię z siebie cierpiętnicy, męczennicy czy czegoś na wzór "matki polki pokutnej".
Wiedziałam, że te trzy - cztery miesiące mojej wytrwałości zaowocują i dadzą wynagrodzenie z procentem.
Moje córeczki, zasypiały w swoich łóżeczkach, same. Bez płaczu i krzyków (oczywiście zdarzało się jak każdemu) ale miały wypracowany system, swoje stałe pory "resetu" (nasze rytuały) a łóżko było ich azylem, ich miejscem odpoczynku i zostało im to do dziś. Za co jestem sama sobie teraz wdzięczna.
Chcę na koniec dodać, że to nie jest tak, że nie zdarzało nam się spać z dzieciakami. Zdarzało i czasem bywały to dłuższe okresy, ale jednak dbałam o to, żeby nasze łóżko było naszym łóżkiem, a nie naszych dzieci. Mogły nas odwiedzać, przychodzić nad ranem ze zmarzniętymi stopami, przybiegać gdy za oknem burza i w niedzielne poranki leniuchować z nami do południa, bo to nie jest spanie z dziećmi. Popołudniowe drzemki przy cycu, też się do tego nie zaliczają. hihi
Nikogo nie piętnuję za praktyki inne niż moje. Rozumiem. Dzieci są przesłodkie, zwłaszcza jak śpią, pięknie pachną i w fantastyczny sposób potrafią powiększać, raz zajęte przez siebie terytorium, w tym przypadku łóżko rodzicieli. Są w tym po prostu mistrzami.
U nas Franek też nie śpi z nami w łóżku, a w swoim łóżeczku i w swoim pokoju — ku zgorszeniu co poniektórych- od 3 miesiąca życia. Oczywiście jak to bywa, od reguły bywają wyjątki — choroba albo gorszy dzień, kiedy jednak ląduje u nas, ale ja też się nie wysypiam, jak śpimy we trójkę. Jest jeszcze opcja, żeby Mąż spał na kanapie, a ja z Frankiem, ale jakoś nam nie pasuje ;)
OdpowiedzUsuńO ty wyrodna matko! ;)
UsuńJa nie miałam tak różowo Jaś spał z nami od początku . Budził się na jedzenie w nocy co 2-3 godz i nie dał się odłożyć do łóżeczka i koniec. Od początku nam kiepsko spał .całą noc przespał mając rok i do tej pory jest niewiele tych całych przespanych nocy . Teraz od tyg już wiem dlaczego:( . Zazdrościłam innym koleżanką jak mówiły,że ich dzieci śpią same . U nas Jasio śpi sam od roku na łóżeczku w swoim pokoju,ale i tam prawie co noc przychodzi do nas do łóżka.
OdpowiedzUsuńAgnieszka, teraz jak i ja wiem, to całkiem zrozumiałe.
UsuńPo prostu są dzieci, które tego potrzebują bardziej niż inne.
Będzie dobrze, trzymam za Was kciuki.
Natalia, no pewnie. Jak czujesz, że tak jest lepiej i nie przeszkadza Wam taka kolej rzeczy, to czemu miałabyś z tego rezygnować.
OdpowiedzUsuńA mała wędrowniczka, jak zaczęła tak może i przestać z dnia na dzień, dzieci są nieprzewidywalne ;)
Dzieci nie mamy, ale jeżeli miałybyśmy się wysypiać z dzieckiem w łóżku, to nie widzimy problemu ;)
OdpowiedzUsuńto ja też jestem paskudną matką :D kocham swoje łóżko czasami chłopaki odwiedzają nas w nim i sypiają chwile... ale zawsze potem trafiaja do siebie do łóżka...
OdpowiedzUsuńjeśli chcesz czytać mojego bloga podaj mi adres mail to wyśle zaproszenie...olgap@uznam.net.pl
Usuńświetne porady, zgadzam się w 100 procentach. Nie warto nadwyrężać relacji zarówno od strony męża, jak i dziecka. Znalezienie złotego środka pozwala na szczęśliwy związek przez lata.
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
UsuńPost z zeszłego roku ale dopiero co trafiłam na Twój blog a muszę to powiedzieć, WYKRZYCZEĆ! Cholera jasna jak Wam zazdroszczę!!! Nasz Najmłodszy jako niemowlak budził się kilkanaście razy w nocy, co 15-20 minut. Nie opłacało się go po prostu nigdzie odnosić (a takie ładne kupiliśmy łóżeczko), bo zaraz po odłożeniu w miejsce odległe od matki otwierał oczy i zaczynał koncert ryczeń. Umierałam z wyczerpania, mąż przeniósł się spać na materac. Teraz Młody ma 4 lata i swój pokój, ale ktoś musi z nim leżeć w łożu (dobrze, że ogromne i wygodne) dopóki nie zaśnie na dobre, no i przyłazi prawie w każdą noc i się pakuje w środek. Taki mały upierdliwy drań nam się trafił.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się zgadzam :) My też nigdy nie spaliśmy z naszym maluszkiem. Taką decyzję podjelismy wspólnie z mezem i nie zalowalismy. Sypialnia to tylko i wylacznie nasze krolestwo. Nasz coreczka teraz juz jest starsza i jest przyzwyczajona do swojego łózka i pokoju. Kupilismy jej też materac rehabilitacyjny, żeby dbał o jej kregosłup i zeby się porzadnie wysypiala :)
OdpowiedzUsuń