O matko z córką.

12:25


O relacjach matka-córka trudno pisać, a szczególnie o córkach naszych matek, równie dobrze, można by wykopać wielki dół, wskoczyć do niego i samemu się zasypać. Wyszło by na jedno.
Oczywiście gdy dzieci są małe, problemy są znikome, bo ta szczególna więź miedzy nimi jest mocna, schody zaczynają się gdy córki zaczynają dorastać. I na przeciw siebie stają dwie kobiety.

Zastanawiałam się ostatnio dlaczego dwie kobiety, tak bliskie sobie, często nie potrafią się dogadać?
Co powoduje, że na pewnym etapie tej bliskości, wkracza ta niewidzialna bariera, która nas od siebie oddala, a czasem wręcz nie pozwala na porozumienie?

Teoretycznie więzi, które łącza matkę i córkę powinny być nierozrywalne, przecież kto inny jak nie inna kobieta, i to ta najbliższa, najlepiej zrozumie ta drugą i vice versa.
A jednak to niezrozumienie jest normą, przyjętą przez obie strony jako oczywistość "różnica pokoleniowa".
Niestety w świecie,  stereotypów, utartych norm, idealizmów, wygenerowanych "normalności", narzuconych ram społecznych, który wymusza role "matek" i "córek" pod linijkę, wstawia je w określone granice i nie pozwala poza nie wyjść, porozumienie jest mało prawdopodobne.

Matki chcą, aby córki były ich lepszym odbiciem lustra, naprawioną wersją siebie i często gdy córka nie spełnia ich wyobrażenia idealności, matki zaczynają szaleć.
I tu się zaczyna litania "dlaczego o siebie nie dbasz?", "nie tak Cie wychowałam!", "powinnaś...", "musisz..." , "matka/córka musi..." , którą można by mnożyć, bez końca.
Córki mają poczucie niedopełnienia "matczynej", a tak naprawdę społecznej ideologi swojej roli, często obwiniając za to właśnie matkę.
Zbierają kamienie stereotypów, a gdy już są wystarczająco silne budują z nich mur. Mur który teoretycznie odgradza je od tego co ciąży i pozwala na własne życie, ale mimo to wciąż mają poczucie że czegoś im tam brakuje. Co powoduje wieczne niespełnienie i niezadowolenie, mimo licznych sukcesów, czy to życiowych, czy zawodowych.
Koło się zamyka.

A gdyby tak zostawić to wszystko?
Gdyby tak darować sobie te wszystkie "muszę", "powinnam" i stanąć przed sobą tak po prostu, dojrzeć w sobie wzajemnie, zwykłe, normalne kobiety?
Stanąć nad tymi wszystkimi  kamieniami?
Czy to w ogóle możliwe?

Odkryłam jakiś czas temu, że do bycia córką trzeba ..dorosnąć.(Kiedyś, myślałam, że tylko do bycia dobrą matką się dorasta)
Wyjść z roli rozkapryszonej dziewczyny, której wszystko się należy, której nikt nie rozumie i nie kocha, która nadal nie dostaje od swojej matki tego czego potrzebuje.
Przestać być tą, która za każdym razem wyciąga listę skarg i zażaleń, majtając nią matce przed oczami. Może jest długa jak papier toaletowy, ale każda wie co można z nią zrobić.

Tak naprawę, jest tyle rzeczy, które zawdzięczamy tym kobietom, które otrzymaliśmy bezwarunkowo. Nawet tej od której chcemy być absolutnie odmienne, nawet od tej "złej".
Tylko mało kto to widzi, bo trzeba przeskoczyć nad swoje zarozumialstwo, zerknąć dalej niż własny czubek nosa (albo lepiej dupa), odrzucić ośli upór i uszy.
Dostrzec te nieudolne może, trochę już nieporadne, dowody miłości i nie traktować ich jak "zasrany" matczyny obowiązek, "oczywistą oczywistość", rzecz należną i niezobowiązującą. Odrobina uwagi i zrozumienia, to jest klucz.
Matki nie będą całe życie nam dogadzać i nadskakiwać. One nie są wyłącznie po to żeby dzieciom było dobrze.
Skończmy z klepaniem kulturowej papki, odpuśćmy matkom i odzyskajmy je dla siebie.

A nóż widelec One w tym pomogą i przestaną wychowywać, dotrą do sedna i zobaczą, że córka może być inna, może być sobą, mieć swój pomysł na życie, czy na wychowanie dzieci.
 Przeskoczą ten mur i dostrzegą koniec swojego łańcucha.
Tam będzie czekała już tylko pure love.

Uogólniam trochę, bo doskonale wiem, że każdy ma swoją historię i nie zawsze da się wszystkich podciągnąć pod jeden tekst. Jednak warto zrobić, coś, bo życie często zostawia nas nagle tylko z tymi kamieniami.

Czeka mnie bycie matka dorosłych córek, już teraz widzę te kamienie, które im podrzucam, ale koniec końców, może dojrzeje kiedyś do tej czystej kobiecej miłości.
Łatwiej byłoby gdyby na matkach nie ciążyło piętno doskonałości.





foto Designed by Freepik

15 komentarzy:

  1. Oj dobrze że moje córeczki jeszcze takie małe, ale też kiedyś mnie to czeka. Mam nadzieję, że uda nam się przejść wszystko bez większych konfliktów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, w końcu my już trochę inaczej do tego podchodzimy. Chyba że nam się na starość odchyli trochę ;)

      Usuń
  2. U mnie cały czas są tarcia, głównie ze względu na nieco inne podejście do życia. Ale mimo to świetnie się dogadujemy i każdy konflikt szybko się kończy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konflikty też są dobre, jeśli wynika z nich jakaś nauka dla obu stron i ostateczności przychodzi rozejm.

      Usuń
  3. Życzę dobrego kontaktu z córkami, oby wszystko dobrze się jakoś toczyło:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja bym spojrzała jeszcze z innego punktu widzenia na tą relację. Chodzi o podobieństwo matki i córki. I właśnie z tego tytułu mogą wynikać pewne tarcia i nieporozumienia. Nie zmienia to faktu, że o każdą relację na każdym etapie naszego życia należy dbać, a to będzie procentować ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tarapatko, dokładnie tak jak piszesz. Dbajmy o te nasze relacje z bliskimi, to jest najważniejsze.

      Usuń
  5. Kiedyś też mnie to czeka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Spięcia między matką i córką są nieuniknione. Ja póki co mogę pisać tylko z pozycji córki, bo dzieciaki jeszcze zbyt małe bym mogła zobaczyć ten problem z drugiej strony :-) Gdy myślę o zachowaniach, których nie lubiłam/ nie lubię w swojej mamie to pamiętam, że zawsze sobie mówiłam, że ja taka nie będę, a jednak jestem. Powielam zachowania wyniesione z domu mimowolnie czy mi się to podoba czy nie. Wiadomo, że są one w jakimś stopniu zmodyfikowane i mając świadomość, że coś mi się nie podoba staram się to zmienić, jednak zalążki są głęboko zakorzenione i widać w nas, naszych rodziców. Zarówno wady i zalety. Żyjemy pod jednym dachem ucząc się siebie wzajemnie i wpływając na siebie. Myślę, że to jest właśnie sedno problemu. PODOBIEŃSTWO. Takie de ja vu, lekko zmodyfikowane, przechodzące z pokolenia na pokolenie. To nie jest nic złego, ale tak jak napisałaś trzeba do tego po prostu dojrzeć :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Relacje matki z corkami to naprawde ciezka praca. Ja wciaz sie ucze i staram aby byly one jak najlepsze. Ale to naprawde trudne. Tymbardziej ze wychowuje je sama i mam wrazenie ze wymagaja one odemnie o wiele wiecej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam tylko syna i czasem zastanawiam się jak to jest mieć córkę... Nie wiem czy mimo wszystko nie byłoby mi łatwiej niż z synem, bo co jak co, ale męskiego sposobu postrzegania świata to chyba nigdy nie ogarnę...

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim marzeniem jest móc rozmawiać z nimi na każdy temat. Zobaczymy, jak będzie w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatnio do takich refleksji skłonił mnie 2 sezon "13 powodów", opowiadający o relacjach nie tyle matki i córki co w ogóle dziecka i rodziców. Polecam to zobaczyć i wyciągnąć własne wnioski

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie się wydaje, że relację matka-córka buduje się od początku. Jeśli nie była przyjacielska, lub gdy w pewnym momencie powstał dół, o którym piszesz, to już się tego nie odwróci.
    Ja mam z Mamą dziwną relację. Sama córek nie mam.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że poświęcasz swój cenny czas na napisanie tych kilku słów.
Dziękuję.

Obsługiwane przez usługę Blogger.